czwartek, 29 lipca 2010

3.

Jeszcze tylko ukłon i mogła zejść ze sceny. Niepewnie, powoli majestatycznym krokiem księżniczki, zbliżyła się do progu sceny. Spuściła głowę i z gracją pochyliła się składając ukłon. Na sali panowała głucha, przeraźliwa cisza. I nagle w jej ręce wpada krwisto czerwona róża. Piękna i nieskazitelna. Podnosi wzrok i spogląda na pierwszy rząd. Po raz kolejny widzi jego czekoladowe, przeszywające spojrzenie. Tak po raz kolejny tutaj, przyszedł aby dostrzec ten piękny uśmiech. Przecież tylko dla niego się uśmiechała.


Tamtej nocy obudziły mnie delikatne, nieregularne uderzenia w szybę. Choć tak naprawdę to nie spałam. Nie mogłam zasnąć od momentu kiedy usłyszałam jak w nocy mama płacze. To było parę miesięcy po wybuchu wojny. Płakała bo Ci mężczyźni, co mówili tym dziwnym językiem i chodzili w mundurach, zabrali jej przyjaciółkę. Wtedy wystarczyłam się, że i ją mogą zabrać. Od tamtej pory przestałam spać, a zaczęłam czuwać.
Kiedy podeszłam do okna zobaczyłam mojego przyjaciela. Stał tam i trzymał coś w zmarzniętych dłoniach. Zbiegłam na dół schodami przeciwpożarowymi. Kiedy stanęłam boso na przeciwko niego wręczył mi czerwoną różę. Spytałam skąd ja wziął, a on tylko szelmowsko się uśmiechnął. Ukradł ją. Byłam na niego wściekła, miałam ochotę rzucić mu ta różą w twarz i na niego nakrzyczeć. Od paru dni nie mieliśmy co jeść, coraz częściej zamykano nas w piwnicy, a opuchlizna z twarz kobiet w całej kamiennicy nie schodziła od miesięcy. Nie mogłam jednak wydusić z siebie słowa, byłam taka zmarznięta, że szczękałam zębami. Moje stopy były już fioletowe. Miałam na sobie tylko cienka nocną koszulkę, a wiatr przeszywał moje ciało niczym sztylety. I co z tego, że był czerwiec. Mnie ciągle było zimno. Wtedy on zdjął swój podziurawiony sweter i okrywając mnie nim przytulił do piersi. Był ode mnie naprawdę sporo wyższy. Przestałam być głodna...

Burza oklasków. Tłum wiwatuje.

Z błogiego stanu wyrwał mnie dźwięk zbliżających się kroków. Wszystko, co działo się później było jak film puszczony trzy razy szybciej. Wbiegliśmy do bramy, było ciemno, a ja potknęłam się o jakiś kamień i upadłam w kałuże. Kiedy pomagał mi się podnieś czyjaś wielka łapa przygwoździła mnie do ziemi. Za chwile podbiegła reszta. Było ich trzech albo czterech. Wszyscy krzyczeli : Żydzi, Żydzi!. Tłumaczyłam im że nie, ale oni nie słuchali. To był najgorszy film w moim życiu.

Ona jednak ich nie zauważa. Nie słyszy.
Schodzi ze sceny po raz ostatni uśmiechając się w stronę pierwszego rzędu.

Przez parę godzin leżałam na jego klatce piersiowej. Oddychał. Pociąg nie jechał zbyt szybko i strasznie trząsł. Był wielki ścisk. Znów śmierdziało i znów były szczury. Jednak nie było już tak jak w naszej piwnicy. Nie otwierałam oczu. To wtedy zaczęłam wyobrażać sobie, że coś co się dzieje jest tylko snem, a tak naprawdę jestem na scenie i tańczę. Tylko dla niego.

- A ty znowu nie śpisz kochanie?? - ciepły głos starszej kobiety o pięknych czarnych włosach przyozdobionych białymi pasmami zabrzmiał w dużym spokojnym pokoiku.

Ciągle kazali się nam rozbierać i ubierać. Ogolili nam głowy i zrobili te cyferki na rękach. Ludzie z obozu byli chudsi ode nas i mieli wyłupiaste oczy. Ciągłe krzyki, rozkazy i płacz. Ludzie chorowali na najdziwniejsze choroby. Rzadko dostawaliśmy coś do jedzenia. Nie, to jednak było najgorsze. Zabrali mi go, rozumiesz? Siłą odciągnęli i poprowadzili w druga stronę. W końcu jakaś pani, zmusiła mnie bym jadła. Była bardzo miła, przypominała mi mamę. Mówiła, że mój przyjaciel na pewno żyje i jest teraz z innym chłopcami i mężczyznami z obozu. Nie wierzyłam jej, ale miałam wtedy tylko czternaście lat. Co mogłam wiedzieć o życiu?

- Chciałam posłuchać... popatrzeć - młoda dziewczyna o długich czarnych lokach, wskazuje ręką na pozytywkę z porcelanową baletnicą - Też tak kiedyś tańczyłam... - szepcze prawie do siebie.
Przecież matka dobrze wie, co powie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz