poniedziałek, 26 lipca 2010

2.

I nagle pojawiło się upragnione światło, które odebrało wszystkim resztki smutnych wspomnień. Na początku blade i liche, z czasem coraz silniejsze... Przerwało ciemność, jak miecz przebijający wroga.
Walka, walka i walka. Wciąż przez umysły przetaczała się walka. Walczyli z samym sobą. Każdy z osobna i wszyscy razem. Było lato tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku. Mała, ośmioletnia dziewczynka o anielskich blond lokach, stała teraz na dużej scenie. Mała dziewczynka - duża scena. Wyczuwasz ten zbyt prosty podstęp? Trzeba było być albo malutkim, albo ogromnym... Ci średni mieli niebawem zginąć.

I wtedy wybuchła wojna. Jeszcze nie wiedziałam co to znaczy. Ludzie wymawiali to ze strachem, ze łzami w oczach lub wykrzykiwali w rozpaczy. Padało tyle nowych dla mnie słów : zagłada, hitlerowcy, getta, a wystarczyło, by powiedzieli strach i śmierć... Wtedy bym zrozumiała co nas czeka.

Zabrzmiała muzyka. Spokojna. Nuty przepływały łagodnie gdzieś pomiędzy pierwiastkami tlenu, łącząc się łagodnie w stonowanych zachwytach. Niewinna muzyka, tak jak niewinna była dziewczynka w białej sukience, wpatrzona dużymi zielonymi oczami w publikę. Nie, to nie był strach.


Czułam żal. Byłam wściekła, byłam tak potwornie zła na tych ludzi, którzy nie pozwalali mi się z Tobą bawić całymi dniami, jak kiedyś. Miałam pewność, że cała ta godzina policyjna była ich głupim wymysłem. Tylko po to abyśmy nie mogli się spotykać. No bo jaki normalny człowiek wymyślił by coś takiego?

Najpierw ukłon, z gracją i dystansem. Później była już tylko muzyka. Ona była muzyką, każda nuta była oddzielnym krokiem. Białe baletki muskały tylko powierzchnie błyszczącej sceny. To było przedstawienie warte tych wielomilionowych spektakli, nagradzanych cennymi statuetkami. Sposób w jaki jej ruchy przemykały przez powietrze wprawiał w osłupienie całą salę. 'Ona naprawdę ma osiem lat?' szeptano do siebie. Nikt nie spytał jednak jak długo tańczyła, jak często trenowała. Już wtedy zapominano o szczegółach.

Później było już gorzej. Babcia często zamykała nas razem w piwnicy. Jego babcia - moją zabrali Niemcy. Mówiła mu wtedy, że jest moim przyjacielem i musi się mną opiekować, a on chwytał moją dłoń i pomagał zejść po krzywych schodach. Nienawidziłam tej piwnicy. Strasznie w niej śmierdziało, ciągle było mokro i ciemno. Nie raz nawet słyszałam jak obok nas przebiegały szczury. Coraz częściej byliśmy głodni, więc żartowaliśmy, że kiedyś któregoś złapiemy i zjemy. Zawsze jak tam siedzieliśmy z góry było słychać jak jacyś mężczyźni mówią coś rozkazującym tonem. Nie rozumiałam ich, a mama mówiła że to dobrze, że nie powinnam. Jak już wychodziliśmy po paru godzinach, jego babcia i moja mama miały posiniaczone twarze. Kiedyś nawet mojemu tacie połamali żebra. Nie wiem dlaczego to robili. Wiedziałam tylko, że nienawidziłam tej piwnicy. Ale lubiłam w niej siedzieć z nim, moim przyjacielem.

Muzyka dobiegała końca. Widownia przeczuwała to niepewnie, wiercąc się w fotelach. Ona tańczyła dalej, szybciej. Piruety . Szpagaty. Kolejne westchnienia. Niepozorny uśmiech. Koniec. Muzyka ustała. Publika zamarła, wciskając się w fotele starego teatru. Nie patrzyła na nich. Nie tańczyła. Nie czuła się już tak pewnie.


Coraz częściej mówiło się o obozach. Podobno wysyłano tam ludzi i ich zabijano. 'Drukowano' ludziom na rękach takie śmieszne cyferki i zamykano w małych pomieszczeniach. Mniejszych i gorszych od naszej piwnicy. Kiedyś zabrali do takiego obozu też moje tatę. Pomyślałam, że poszedł tam szukać rodziców mojego przyjaciela. Tata był dobry i pomagał innym. Często pozwalał spać w naszym mieszkaniu obcym ludziom, dawali im razem z mama jakieś jedzenie, a babcia mojego przyjaciela cerowała im ubrania, albo dawała nowe. Kiedyś była u nas taka dziewczynka, była młodsza ode mnie i miała na rączkach te śmieszne cyferki. Udało jej się uciec razem z ciocią, ale jej rodzice tam zginęli. Mój tata też nigdy nie wrócił.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz