środa, 29 czerwca 2011

Rugby.

I've been walking in the same way as I did. Missing out the cracks in the pavement and tutting my heel and strutting my feet...
- Is there anything I can do for you dear? Is there anyone I could call?
- No and thank you, please Madam. I ain't lost, just wandering...
 












































I know I have a fickle heart and a wandering eye, and a heaviness in my head...

środa, 22 czerwca 2011

'Dawniej Hitler był młodszy...' [cz.3 - ostatnia]

  [...]
Nagle słyszę jak Hitler zaczyna wrzeszczeć w wniebogłosy do żony, która stoi na balkonie. Muszę przyznać, że nieco mnie to dziwi. Ostatnio wydawał się naprawdę spokojny. Wierzyłam nawet w jego cudowną przemianę.
- Kurwa mac! Ty byś zeszła co?! Ja sam nie wejdę na te trzecie piętro! Co Ty myślisz, że Ty jaka księżniczka jesteś?! Że się tak obijać będziesz i za moje pieniądze wpierdalać nic nie robiąc?! Złaź, bo jak nie to inaczej w domu pogadamy!

 Ja na jej miejscu na pewno bym nie zeszła, nie po tym co usłyszałam. Ale ona zeszła. Posłusznie zeszła. Usiadła obok niego, podała mu lekarstwo, po czym chusteczką wytarła usta. Coś jeszcze mu powiedziała, nie wiem co, nie dosłyszałam. Objęła go i przytuliła, uśmiechając się do zgarbionego, niedogolonego, wyraźnie osłabionego mężczyzny. Dla mnie wyglądali jak by przeżyli ze sobą z dwieście lat. Milczeli. Patrząc tak na nich kilkanaście metrów od nich, pomyślałam, że wcale nie chcę spotkać kogoś z kim spędzę resztę życia (Może przemawiała we mnie pewnego rodzaju zgorzkniałośc, może zazdrośc, może wszystko to zmieszane naraz... ). Jestem pewna, że poznali się kilkadziesiąt lat temu i od razu wiedzieli, że są sobie przeznaczeni. To musiał być dzień, który wspominali wielokrotnie, bo przecież ten pierwszy dzień wszystkie pary lubią wspominać za każdym razem zachowując się tak jakby wspominali pierwszy raz. Jak w każdej rodzinie tak i u nich bywały dobre dni przecinały się ze złymi, rodzinne szczęścia z tragediami i tak przez kolejne dziesiątki lat mijało im życie aż doczekali tego momentu, gdzie on będzie przyzywał ją przekleństwami. Dziwna miłość.
 Tak sobie myślę, że ja nigdy się nie zestarzeję. Przynajmniej tak mi się wydaje, ale oni chyba mieli podobne plany i skoro im nie wyszło, to istnieje ryzyko, że i mnie się nie uda. Patrząc na nich zrozumiałam jeszcze bardziej coś, co wiedziałam od zawsze - nigdy nie poznam faceta, z którym spędzę chociaż te sześćdziesiąt osiem lat mojego życia. Jedno życie, jedna miłość. Brzmi kusząco, ale nie skorzystam. Przynajmniej nie teraz. Muszę się wyleczyć.   
 Ale jeśli nie z tego nie wyjdzie (opcja naprawdę strasznie pesymistyczna)... to za sześćdziesiąt piec lat będę musiała samotnie usiąść na ławce, samotnie wziąć lekarstwo i nie przytuli się do mnie osoba, przy której tego dnia się zbudziłam. Jeśli wtedy naprzeciw mnie siądzie jakaś gówniara i zacznie się na mnie bezczelnie gapić tylko po to, by później napisać o tym reportaż na zaliczenie to pewnie dostrzeże w moich oczach samotność, może nawet zacznie mi współczuć i ogarnie ją strach, że jej jesień życia będzie równie samotna. Wróci wtedy do domu i obieca sobie, że spotka kogoś, z kim spędzi resztę życia...
 
Widzę jak Hitler prowadzony przez swoją żonę idzie do domu i myślę sobie:  'A może ten Hitler nie jest taki zły na jakiego wygląda? W sumie jakby zgolił te wąsy okazał by się człowiekiem'.
Jak tak na nich patrzę to słyszę jak mi coś wrzeszczy w mózgu:
'I po jaką cholerę tak strasznie boisz się miłości?! Idź się lecz! Ale tym razem nie bierz  przeterminowanej tabletki placebo'.

Szlag by trafił! Trzeba to zagłuszyć muzyką! Hm, może dlatego tak często na uszach mam słuchawki?


AUTOBIOGRAFICZNE NONSENSY zakończone.
czasem, a nawet często zdaje mi się, że mam emowski styl pisania - to źle, bardzo źle. ;x




'Popołudnia bezkarnie cytrynowe'   : )