czwartek, 11 listopada 2010






nie mam na  to ani czasu
ani ostatnio ochoty, sama
nie wiem co ja tutaj robię.






Ostatni raz Ci zaśpiewam.

wtorek, 2 listopada 2010

Ogarnij mowę!

    W naszej telewizyjnej epoce nikt nie waży słów i nie mierzy zdań. Im więcej, tym lepiej. Zawodowi gadacze wyrzucają z ust tysiące słów w pół sekundy. Politycy wypuszczają na wiatr balony obietnic i latawce kłamstw bez żadnych obciążeń. Nawet o pogodzie nie mówi się, że pada, grzeje, wieje, tylko sytuacja biometeorologiczna niekorzystna z powodu nadciągającego niżu, którego przesilenie kumuluje masy powietrza przesuwające się znad Islandii.

Jak my lubimy gadać! Z jaką ochotą i smakiem zanurzamy się w gadanie o sobie, a kiedy już zanudzimy wszystkich i wszystko dookoła tak, że nawet pies z kulawą nogą zasypia w czasie naszych zwierzeń, jesteśmy w stanie zapłacić za to, żeby nas ktoś słuchał. Leżąc na leżance u psychoanalityka, opowiemy wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, a on za pieniądze będzie kiwał głową i mruczał 'uhm', a nawet będzie się przymilał i kusił: 'Mów dalej, opowiedz, proszę, jak to było, kiedy w pierwszej klasie zgubiłeś czapeczkę. Czy od tego czasu datuje się twoja niechęć do wyjazdów na wakacje?'.

Potrafimy tak godzinami. Zagadujemy wszystko. W nieustannym mieleniu, toczeniu i kręceniu słów gubimy ich sens i znaczenie. W codziennym cyrku naszych wystąpień zajmujemy się głównie żonglowaniem słowami, co nazywamy pracą albo wpływaniem na otoczenie, albo, jeszcze lepiej, społeczną misją. 

Nawet gdy jesteśmy zmęczeni, dla odpoczynku, u cioci na imieninach, opowiadamy dowcipy albo plotkujemy. Wiem, co mówię! Ludzie nie ślubują milczenia, żeby pokazać innym co jest dobre. Przede wszystkim dlatego, że nikt nie zauważy ich poświęcenia, tylko inni paplacze szybko skorzystają z okazji 'wpadną w słowo' i zaczną zagadywać na śmierć. To dżungla! Albo ty męczysz innych albo ciebie zjedzą.

Ale o co chodzi? Dlaczego musimy robić hałas? Co zmusza nas do opowiadania, jak zjedliśmy jajko na twardo oraz pouczania innych, gdzie na talerzu należy odkładać skorupki? Czy naprawdę wierzymy, że kogoś to naprawdę interesuje? Nie, nie wierzymy. Co więcej, wiemy na pewno, że jesteśmy nudni. Ogólnie sami sobie wydajemy się bez znaczenia. Prawie niewidoczni, prawie nieistniejący... Nie jesteśmy sławni, bogaci, znani i piękni, tak jak każą media. Nie dostaliśmy ostatnio żadnej nagrody Nobla, nawet nie schudliśmy, a raczej... Szkoda słów! Co robić? W takiej sytuacji można zanurzyć się w nieustannym ocenianiu innych, w określaniu wszystkiego, co widzimy, w perorowaniu na tematy, które ledwo liznęliśmy - wszystko po to, żeby pokazać: 'Halo! Halo! Tu jestem, patrzcie na mnie!' 

Mówię, więc jestem. A co mówię, to już nie ma znaczenia. Cisza jest straszna. W ciszy zaczynamy myśleć, zastanawiać się, dochodzimy do wniosków, podejmujemy decyzje. Czyli robimy wszystko, co naprawdę istnieje w naszym życiu i będzie miało znaczenie w przyszłości. Właśnie tego się boimy, uciekamy jak najdalej w krainę nieustannego, bezpiecznego gadania o niczym. To nie jest zdrowe, to nie jest dietetyczne, ekologiczne. To nam nie służy.

Gadanie tuczy, męczy i ogłupia. Oszczędzajmy słowa na większe okazje. Nie zalewajmy potokiem zdań każdej życiowej sytuacji. Czasami lepiej posiedzieć na ławce w parku i posłuchać liści. Ich szelest bywa mądrzejszy od 'dobrych rad' znajomych i jazgotu telewizora. Możecie spróbować. Mnie się czasami udaje...





i jak zwykle zdjęcia, które nigdy nie mają nic wspólnego z wpisem na blogu ;| (na zdj. ja i Grisz)